Quantcast
Channel: Zielone Serduszko
Viewing all 306 articles
Browse latest View live

Co kryje moja lakierowa lista marzeń?

$
0
0
Pewnie większość z nas, ma w głowie (a może i na papierze) listę lakierów, które bardzo nam się podobają i chętnie widziałybyśmy je w swojej kolekcji. I ja mam taką listę, chociaż liczy ona zaledwie siedem pozycji. Jeden z ostatnich wpisów Agaty natchnął mnie, aby tą listą podzielić się z Wami, co też uczynię w dzisiejszym poście. Zainteresowanych zapraszam :)

1 - Essie, Bikini So Teeny; 2 - OPI, Bubble Bath; 3 - Essie, Sand Tropez;
4 - Essie, Fiji; 5 - Essie, Watermelon; 6 - Essie, Van D`go; 7 - Catrice, 2 Million Dollar Baby
Moją listę zdominowały lakiery Essie, trudno się jednak dziwić, biorąc pod uwagę ich bogatą ofertę kolorystyczną. Oczywiście kolorów, które mi się podobają, Essie ma wiele, na liście umieściłam jednak te najlepsze z najlepszych. Bikini So Teeny, Sand Tropez i Watermelon są na mojej liście od wielu miesięcy, niedawno dołączyły do nich też Fiji i Van D`go

Poza lakierami Essie marzę też o Bubble Bath OPI, który wydaje się być kolejnym ideałem kolorystycznym - ponadczasowym i właściwym na każdą okazję. Pozycja siódma, czyli Catrice, 2 Million Dollar Baby, wskoczyła na listę po wczorajszym poście cammie. Złoty topper to coś, czego bardzo brakuje w mojej kolekcji odkąd Essence zaniemógł, a propozycja Catrice wydaje się być idealna. W przyszłym tygodniu robię najazd na Naturę ;)

Prośba do Was, macie któryś ze wspomnianych lakierów? Pokazywałyście go na blogu? Jeśli tak, koniecznie podeślijcie linki do tych postów :)

A może podsuniecie mi pomysły na rozbudowanie lakierowej listy życzeń? Na które lakiery, wg Was, warto jeszcze zwrócić uwagę (nie tylko Essie!). Liczę na Wasze podpowiedzi :)

Wesołych Świąt!

$
0
0
źródło




Przyjmijcie proszę, najszczersze życzenia zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Wielkiejnocy. Niech ten świąteczny czas napełni Was radością, ciepłą atmosferą i pozytywnym nastrojem. Korzystajcie z pięknej pogody i ładujcie baterie. Wesołych Świąt!

Pozdrawiam Was serdecznie,
Agnieszka

Olejowanie paznokci - runda druga

$
0
0
Witajcie w maju! Mam nadzieję, że majówka rozpoczęła się dla Was wesoło i słonecznie :) My zaczęliśmy weekend od grillowania, ale niestety zaczyna mnie brać jakieś choróbsko, nadaję więc do Was spod ciepłej kołdry, trzymając w ręku duży kubek herbaty z miodem i cytryną. Oby się polepszyło, bo paskudnie się czuję.



W dzisiejszym poście chciałabym tylko zasygnalizować, że wracam do olejowania paznokci. Regularne, trzymiesięcznie wcieranie olejków w paznokcie zakończyłam w październiku ubiegłego roku (wszystkie posty dotyczące olejowania paznokci znajdziecie TUTAJ). Od kilkunastu tygodni ze smutkiem obserwuję jak moje paznokcie podupadają na zdrowiu. Nie pamiętam już nawet kiedy ostatnio malowałam je kolorowym lakierem! Miarka się przebrała, dlatego wracam do olejowania, które tak bardzo pomogło mi kilka miesięcy temu.


Obecnie zmagam się z bardzo kruchymi, miękkimi i rozdwajającymi się (nawet do połowy płytki!) paznokciami. Ponadto, skórki wokół paznokci są bardzo suche, a wszelkie zadziorki to właściwie codzienność. Sprawa ma się nieco poważniej niż kilka miesięcy temu, wytoczyłam więc cięższe działa i odrobinę zmodyfikowałam skład mojej „oliwki” do olejowania paznokci.


Co wchodzi w skład mojej „oliwki”? (proporcje odmierzane „na oko”)
- olejek Alterra (migdały i papaja)
- odrobinka oliwki dla dzieci Hipp
- olejek rycynowy
- 4-5 wyciśniętych „rybek” GAL (kapsułek keratynowych)


Poza olejowaniem, ponownie zaczynam „kurację” odżywką diamentową Eveline (kuracja to może zbyt duże słowo, odżywki używać będę jako bazę pod lakier kolorowy). Wierzę, że już niedługo znowu będę mogła cieszyć się pięknymi, a przede wszystkim mocnymi i zdrowymi paznokciami. W końcu kolejka nieużywanych kolorowych lakierów wciąż rośnie! :)

Podzielcie się swoimi sposobami na pielęgnację paznokci, może wśród Waszych propozycji znajdę coś jeszcze, co mi pomoże :)

Nowości w kosmetyczce cz. I | Rossmann - 49% na kosmetyki kolorowe

$
0
0
Wracam z podsumowaniem minionego miesiąca, czas już najwyższy, bo mamy prawie połowę maja! Kiedy to zleciało? Zanim zacznę jednak rozprawiać się z projektem denko (post jest już właściwie gotowy), podsumuję to, co wpadło do mojej kosmetyczki przy okazji wczoraj zakończonej promocji w Rossmannie, - 49% na kosmetyki kolorowe. Cieszę się z tych zakupów tym bardziej, że kupiłam kilka rzeczy, które od dawna miałam na swojej liście zakupów. Zapraszam do lektury! :)


Głównym zakupem w pierwszym tygodniu promocji (obejmującym podkłady, pudry, róże, bronzery i korektory) był podkład do cery tłustej i mieszanej Revlon Colorstay (w kolorze 180 Sand Beige) (35,70 zł). Kilka aplikacji za mną, niewiele mogę więc jeszcze na temat podkładu powiedzieć, ale podoba mi się poziom krycia jaki daje, a także to jak długo utrzymuje moją mieszaną skórę w ryzach. Kolor na który się zdecydowałam jest nieco za ciemny, ale widać to dopiero, gdy przesadzę z ilością kosmetyku, poza tym, liczę na to, że niedługo nieco się opalę ;) Po udanej przygodzie z kremem BB Dream Fresh od Maybelline (KLIK), zdecydowałam się, z Waszego polecenia, na wersję dla cery tłustej - Maybelline Dream Pure BB (odcień Light) (12,19 zł). Myślę, że dobrze sprawdzi się latem, kiedy to rezygnuję z używania podkładów. Planowałam też zakup korektora na niedoskonałości, padło na korektor L`Oreal True Match (17,49 zł). Traf chciał, że kolor, który wybrałam (1 Ivory) okazał się zbyt jasny na niedoskonałości, za to idealny pod oczy - używam go więc w ten sposób :) Ostatnim zakupem w pierwszym tygodniu promocji był Mineralny róż do policzków Lovely (03) (4,39 zł). Moją uwagę przykuło opakowanie, a później piękne kolory róży. Moim ulubionym różem od długie czasu jest róż Wibo (KLIK), myślę, że róż Lovely poważnie zagraża jego pozycji ;)


Zakupy w drugim tygodniu promocji (obejmującym tusze, cienie, kredki i eyelinery) wypadły dosyć skromnie. Kupiłam zachwalany tusz do rzęs Lovely Curling Pump Up (4,58 zł) oraz Skoncentrowane serum do rzęs 3w1Eveline (7,13 zł), z polecenia Bogusi (mam nadzieję, że i mnie tak pięknie zagęszczą się rzęsy).



Trzeci tydzień promocji (obejmujący produkty do ust, lakiery i odżywki do paznokci) przyniósł najwięcej nowości. Kupiłam szminkę Rimmel Lasting Finish, w słynnym odcieniu Airy Fairy (10,45 zł), pomadkę Wibo Elixir 05 (KLIK) (4,43 zł), bo poprzednia mi się złamała. Skusiła mnie też nowość Lovely, pomadka w kredce Color Wear 3 (3,81 zł) oraz Błyszczyk z kwasem hialuronowym Lip Sensation marki Wibo (Nr 2) (3,98 zł). Przyznam, że duet kredka Lovely i błyszczyk Wibo sprawdzają się wyśmienicie! :)


Z promocji skorzystały też moje paznokcie, kupiłam dwa lakiery: Revlon Parfumerie 010 Apricot Nectar (10,20 zł) oraz Manhattan Lotus Effect 71S (7,13 zł). Oba miałam już na paznokciach i jestem nimi oczarowana! Revlon pięknie pachnie brzoskwiniami :) Poza lakierami skusiłam się też na Oliwkę regenerującą Nail & Cuticle OilSally Hansen (jest świetna!) (10,19 zł) i Serum wzmacniające z wapniem i wit. CLovely (3,66 zł).

Bardzo cieszę się z poczynionych zakupów, chociaż wiem, że gdyby promocja trwała tydzień (jak dawniej) nie kupiłabym aż tylu rzeczy. Niemniej jednak, większość zakupów była przemyślana, a nowości używać będę z przyjemnością :)

Skorzystałyście z promocji? Co nowego wpadło do Waszych kosmetyczek? Podzielcie się opiniami (i linkami do Waszych recenzji) o kosmetykach, które wyżej pokazałam, a które sprawdziły się u Was (lub nie, bo i tak bywa). Pozdrawiam Was ciepło :)

Efekt lotosu? | Manhattan, Lotus Effect 71S

$
0
0
Moje paznokcie zaczynają dochodzić do siebie, z powrotem zaczynam więc czerpać radość z ich malowania. Oczywiście do ideału wciąż daleko, ale jestem na dobrej drodze :) Dzisiaj pokażę Wam jeden z lakierów, kupionych przy okazji promocji w Rossmannie (zakupy pokazywałam wczoraj KLIK) - Manhattan, Lotus Effect 71S. Zapraszam do lektury i obejrzenia zdjęć! :)


Już dawno zwróciłam uwagę na ten lakier, podziwiałam go przy prawie każdej wizycie w Rossmannie. Dopiero promocja skłoniła mnie do jego zakupu, czego wcale nie żałuję! Bardzo jasny pistacjowy kolor, z mnóstwem kolorowego brokatu, zatopionym w lakierze. Przypomina odrobinę tak popularne ostatnio lakiery marmurkowe (tyle, że z brokatem!). Wydaje mi się, że propozycja marki Manhattan jest idealna na wiosnę i zbliżające się lato, ponadto wydaje mi się dość nietypowa! :)


Aplikacja lakieru przebiegała bezproblemowo - konsystencja lakieru i wygodny pędzelek znacznie ułatwiają malowanie.Do pełnego krycia płytki potrzeba dwóch cienkich warstw, czasu schnięcia nie oceniam, bo jak zwykle wspomogłam się topem wysuszającym. Lakier nosiłam na paznokciach trzy dni, a w tym czasie manicure nie doznał żadnego uszczerbku.Zmywanie lakieru wymagało nieco więcej cierpliwości, jednak spodziewałam się tego, widząc brokat zatopiony w emalii ;)


Na paznokcie nałożyłam warstwę Odżywki diamentowej Eveline, dwie cienkie warstwy lakieru Manhattan. Całość przykryłam warstwą Top coatu wysuszającego lakier Kwik Kote.


Lakiery marki Manhattan znajdziecie między innymi w Rossmannie, a regularna cena serii Lotus Effect to 13,99 zł. Warto się rozejrzeć, bo gama kolorystyczna jest bardzo szeroka! :)


Podoba Wam się? Mnie bardzo! Jestem zadowolona z pierwszego spotkania z lakierami tej marki, mam ochotę na więcej! :)

Kwietniowy projekt denko

$
0
0
Post denkowy rodził się w tym miesiącu w ogromnych bólach, co na pewno widać, mamy 15 dzień maja, takiego poślizgu jeszcze nie miałam ;) Upchnęłam wszystkie dziewięć zużytych kosmetyków w jednym poście, dzieląc zużycia na kategorie. Zapraszam do lektury krótkich recenzji kosmetyków zużytych w kwietniu :)

KOSMETYKI DO PIELĘGNACJI TWARZY



Biochemia Urody, Krem rozjaśniający AZELO/BHA - własnoręcznie "ukręcony" krem (składniki dostępne na stronie Biochemia Urody) zyskał miano odkrycia 2013 roku (KLIK). W kwietniu zużyłam kolejną porcję. Krem łagodził wszelkie zmiany trądzikowe, a także w znaczącym stopniu rozjaśniał przebarwienia potrądzikowe. Tak jak poprzednio, byłam bardzo zadowolona z działania kremu na moją skórę, mimo, że efekty drugiej "kuracji" oceniam jako słabsze niż pierwszej, być może wynikało to z faktu, że krem miał mniej do zdziałania, w co pragnę wierzyć ;) Pełną (i obszerną!) recenzję kremu znajdziecie TUTAJ. Obecnie zrezygnowałam z używania kremu na noc w ogóle.


Ziaja, Krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej Biała herbata - powrót do mojego ulubieńca sprzed kilku lat. Recenzowałam poprzednią wersję kremu dawno temu, tuż po rozpoczęciu przygody z blogowaniem (KLIK) i wydaje mi się, że zmieniło się tylko opakowanie kosmetyku, skład pozostał taki sam. Skoro już o składzie mowa, mimo parafiny obecnej wysoko w składzie, krem nie wpływa negatywnie na moją problematyczną cerę, wręcz wpływa na nią korzystnie, bo utrzymuje właściwie poziom jej nawilżenia. Dodatkowo przyjemnie pachnie i niewiele kosztuje (ok. 5 zł). Zastanawiam się nad aktualizacją recenzji kremu, w końcu przez ponad dwa lata nauczyłam się dostrzegać więcej kosmetycznych szczegółów :) Następcą kremu jest ten sam kosmetyk (nakładany na Intensywne serum rewitalizujące Bioliq).

Smile White, Płyn do płukania jamy ustnej - nieumieszczony na zdjęciach; płyn do płukania jamy ustnej regularnie pojawia się w mojej łazience (a co za tym idzie w postach z projektem denko). Lubię go za skuteczność i uzupełnienie pielęgnacji jamy ustnej oraz za to, że nie zawiera alkoholu, przez co nie jest zbyt ostry w smaku. Dodatkową zaletą jest łatwa dostępność oraz niska cena (Biedronka; ok. 6 zł/600 ml). Pełną recenzję płynu znajdziecie TUTAJ. Następcą jest ten sam płyn do płukania jamy ustnej.

KOSMETYKI DO PIELĘGNACJI CIAŁA


Be Beauty Spa, Żel pod prysznic Brazylia (ekstrakt z guarany) - mmmmmmm zrobiło mi się bardzo miło na wspomnienie zapachu tego żelu - ciepły, słodki i egzotyczny, ale w żadnym wypadku niemęczący! Właściwości myjące żelu również oceniam pozytywnie, cieszę się, że mam jeszcze jeden taki w zapasie :) Dawno recenzowałam inną wersję żelu - Japonia (z hydrokapsułkami i wodą termalną) - KLIK. Następcążelu jest Mydło pod prysznic Jabłko i Agrest Ziaja Blubel (właściwie dzisiaj opakowanie wylądowało w torbie ze zużyciami, jeszcze nie wybrałam następcy).


Dove, Odżywczy balsam do ciała do suchej skóry - po zużyciu tego balsamu zrozumiałam wszelkie zachwyty nad kosmetykami tej marki (nad balsamami szczególnie). Balsam świetnie nawilżał moją skórę (mimo, że dedykowany jest skórze suchej), pięknie pachniał (chociaż to akurat względne odczucie, dostałam go od "teściowej", bo wywoływał u niej ból głowy) i szybko się wchłaniał. Na pewno jeszcze rozejrzę się w balsamowym asortymencie marki Dove :) Pełną recenzję balsamu znajdziecie TUTAJ. Następcą kosmetyku jest Upiększający olejek do ciała Garnier.


Lady Speed Stick, Floral Magic, Antyperspirant - zacznę od rzeczy, która niesamowicie drażni mnie w przypadku antyperspirantów w sztyfcie, mianowicie, brudzenie się opakowania (z czasem jest je nawet ciężko zamknąć!). Poza tym, antyperspirant Lady Speed Stick wypadł przyzwoicie, aczkolwiek nie zastąpił mojej ulubionej kulki Garnier Minerals. Następcą jest Dezodorant w kulce Isana Aloe Vera.

KOSMETYKI DO RĄK I PAZNOKCI


Cztery Pory Roku, Zimowy peeling do rąk rozgrzewający - peeling dłoni to dla mnie punkt obowiązkowy każdego manicure, z przyjemnością wypróbowałam więc nowość (?) marki Cztery Pory Roku. Okazał się porządnym ścierakiem, stosowany w miarę regularnie pomagał utrzymać gładkość skóry dłoni. Przyjemny zapach peelingu okazał się kolejną jego zaletą, a tłusta warstewka ograniczała suchość skóry po zabiegu ścierania. Pełną recenzję kosmetyku znajdziecie TUTAJ. Następcą peelingu jest Nawilżający peeling do rąk z ekstraktem z wanilii Eveline.

Lovely, Preparat do usuwania skórek - świetny preparat pomagający utrzymać skórki wokół paznokci w ryzach, w bardzo korzystnej cenie (ok. 5 zł). Działa nieco delikatniej, aczkolwiek porównywalnie do słynnego preparatu do usuwania skórek Sally Hansen. Dodatkowy plus za wygodny aplikator w postaci pędzelka. Na pewno kupię go ponownie!


Lovely, Serum wzmacniające z wapnem i wit. C - nie stosowałam serum zbyt regularnie, ciężko jest mi obiektywnie ocenić jego działanie. Kupiłam jednak kolejne opakowanie, z myślą stosowania serum przed każdym malowaniem paznokci, czyli około 2-3 razy w tygodniu (wg producenta, taka częstotliwość wystarczy, aby zaobserwować efekty). Zapomniałabym wspomnieć, buteleczka po serum (i po preparacie do usuwania skórek) świetnie nadaje się do przechowywania mieszanki do olejowania paznokci (KLIK), to bardzo wygodne! ;)

Denko kwietnia nareszcie podsumowane! Cieszę się, bo torbę zaczynają już zapełniać zużycia maja, a zaległości nie lubię :)

Słodki nektar morelowy | Revlon Parfumerie 010 Apricot Nectar

$
0
0
Piękne opakowania kosmetyków zachwycają niemal na równi z ich zawartością, prawda? Nic więc dziwnego, że nie mogłam przejść obojętnie obok limitowanej edycji pachnących lakierów marki Revlon - Parfumerie. Dodając, iż promocja w Rossmannie trwała w najlepsze, zakup jednego z tych lakierów stał się faktem.


Zdecydowałam się na odcień Apricot Nectar (opisywany też numerem 010), czyli taki, którego zdecydowanie brakowało w moim zbiorze. Piękny brzoskwiniowy kolor, czy też morelowy, sugerując się nazwą lakieru, świetnie uzupełnił tę lukę. Apricot Nectar to mocno rozbielony, brzoskwiniowy kolor, wpadający momentami w pomarańczowo – neonowy odcień, zwłaszcza w świetle dziennym. Top coat delikatnie zmienia kolor lakieru, przyciemnia go, a na zdjęciach wygląda na o wiele bardziej pomarańczowy niż jest w rzeczywistości.


Apricot Nectar to jeden z tych lakierów, które świetnie prezentować się będą z delikatną opalenizną. Kolor idealny na wiosnę i nadchodzące lato!

Niestety, Apricot Nectar nie jest lakierem bez wad, aplikacja pozostawia wiele do życzenia. Konsystencja lakieru jest w porządku, mimo to, zauważyłam, że kolejna warstwa emalii ściąga poprzednią, przez co konieczne są szybkie poprawki i sprawne malowanie. Apricot Nectar miałam na paznokciach już dwa razy, za pierwszym razem do pełnego pokrycia płytki wystarczyły dwie warstwy, przy kolejnym (widocznym na zdjęciach) już trzy. Nie wiem od czego zależy ta rozbieżność, myślę jednak, że istotna jest tutaj grubość warstw lakieru. Emalia schnie dosyć szybko, ale i tak wspomagam się top coatem wysuszającym lakier. Pędzelek jest nieco zbyt cienki, malowało mi się nim ciężko, ale tu wiele już zależy od osobistych preferencji.


Na paznokcie nałożyłam warstwę Odżywki diamentowej Eveline, trzy cieniutkie warstwy lakieru Apricot Nectar, a całość pokryłam warstwą Błyskawicznie schnącego top coatu Kwik Kote. Tak wykonany manicure wytrzymał na moich paznokciach trzy dni bez żadnego uszczerbku.


Zostawiając w tyle słabsze cechy lakieru, wspomnę o jego niewątpliwych zaletach. Apricot Nectar wchodzi w skład serii Parfumerie, a więc lakierów pachnących. Nigdy nie miałam do czynienia z pachnącymi lakierami, nie wiedziałam więc czego się spodziewać. Tymczasem, lakier pachnie owocowo, zarówno w trakcie malowania, jak i do mniej więcej dwóch dni po malowaniu. Podoba mi się to! :)


Nie mogę też pominąć buteleczki lakieru, kojarzy mi się ona z flakonem ekskluzywnych perfum. Cóż, jest po prostu piękna! Aż żal chować ją do szuflady z lakierami ;)

Lakiery Revlon Parfumerie kupić możecie m.in. w Rossmannach, w których są szafy Revlon oraz w Douglasie, w cenie ok. 19,99 zł (swój egzemplarz kupiłam w promocji za 10,20 zł). Choruję jeszcze na odcień Wintermint, ale to może innym razem…


Co myślicie o lakierze Apricot Nectar? Lubicie takie kolory czy nie? Podoba się Wam któryś z lakierów tej serii? Jak zwykle, chętnie poznam Wasze opinie :)

Kwietniowe nowości w kosmetyczce cz. II - miła niespodzianka, zamówienie na doz.pl, kosmetyki do pielęgnacji włosów, lakiery...

$
0
0
O tym, że blogosfera pełna jest życzliwych ludzi, wiedziałam praktycznie od początku mojej przygody z blogowaniem. Po raz kolejny przekonałam się o tym kilka tygodni temu, kiedy pozornie obca osoba postanowiła zrobić mi niespodziankę.


Asia z bloga Joanna bloguje, widząc mój facebookowy post o piaskowym lakierze Lovely Snow Dust #1, którego nie można było już kupić, zaproponowała, że podaruje mi go w prezencie. Asiu, dziękuję raz jeszcze! :*


Poza lakierem, Asia postanowiła obdarować mnie Nawilżającym peelingiem do rąk z ekstraktem wanilii Eveline Cosmetics, który zdążyłam już bardzo polubić, oraz Wodoodporny tusz do rzęs marki Virtual. Poza tym, w kopercie znalazłam saszetkę Intensywnie regenerującej maseczki do włosówBiovax (nie ma jej na zdjęciu, wczoraj zaczęłam ją używać) oraz dwie maseczki do twarzy marki Dermedic - aktywnie peelingującą i aktywnie matującą.


Tym miłym akcentem kontynuuję podsumowanie nowości, jakie trafiły do mnie w kwietniu (pierwsza część, z zakupami z Rossmanna znajduje się TUTAJ). Wizyta w Naturze skończyła się zgodnie z planem, kupiłam Odtłuszczacz do paznokci Sensique (z polecenia Agu) oraz rozpoczęłam realizację lakierowej wishlisty (KLIK), kupując topper Catrice 41 Two Million Dollar Baby.


Po raz pierwszy złożyłam zamówienie w internetowej aptece doz.pl (w końcu znalazłam aptekę względnie blisko mojego miejsca zamieszkania!). Głównym zakupem były rybki GAL, czyli Odżywka keratynowa, potrzebna mi do olejowania paznokci, ale musiałam coś dobrać do kwoty 20 zł, zdecydowałam się więc na maść z witaminą A, maść ichtiolową oraz Mydło pod prysznic jabłko agrest Ziaja Blubel (zużyłam już - bardzo przyjemne!). To na pewno nie ostatnie zamówienie na tej stronie! :)


Kolejne miłe lakierowe wiadomości znalazłam na blogu Anety - Kosmetyczne przemyślenia Anety, gdzie udało mi się wygrać pięć wesołych, wiosennych lakierów Barry M. Bardzo się z wygranej cieszę, tym bardziej, że to moje pierwsze spotkanie z marką! Całą piątkę pokażę w osobnym poście, czekam tylko na moje wzorniki do paznokci, a pokuszę się o porządne swatche :)


W Rossmannie skorzystałam z promocji i kupiłam pomadkę Vitamin Shake Nivea (zdradzę Wam, że to jeden z ulubieńców ostatnich tygodni) oraz kolejną buteleczkę Diamentowej odżywki Eveline Cosmetics.


Całkiem spore okazały się kwietniowe zakupy kosmetyków do włosów. Szampon pokrzywowy Farmony kupiłam w Biedronce, z zamiarem oczyszczania nim włosów raz na tydzień. Na razie sprawdza się dobrze w swojej roli, po jego użyciu włosy aż skrzypią ;) Emulsja do włosów marki Gloria (dostępna w Auchan) bardzo dobrze sprawdza się jako pierwsze "O" w metodzie OMO. Zaś Balsam do włosów aloes, proteiny jedwabiu i biała herbata Mrs. Potter kupiłam z zamiarem mycia nim włosów, ale na razie opornie mi (mu?) to idzie...


Olejek pod prysznic melon i gruszka Isany to jeden z tych kosmetyków, które zawsze chciałam wypróbować, zwłaszcza po tylu pochlebnych recenzjach jakie przeczytałam. Kosmetyk obłędnie pachnie! Nie mogę doczekać się rozpoczęcia używania :)


Ostatnie zakupy kwietnia to Dezodorant w sprayu do pielęgnacji i ochrony stóp Fusswohl (ciekawe czy okaże się tak dobry jak mój dotychczasowy ulubieniec tej marki KLIK), Nawilżający krem do rąk i paznokci z mocznikiem 10% i lanolinąBielendy oraz mój ulubiony krem do twarzy Bionawilżający do cery mieszanej i tłustej biała herbataZiai (KLIK).

W kwietniu totalnie pogubiłam się w zapisywaniu wydatków kosmetycznych, nie jestem więc w stanie podać dokładnej sumy, jaką wydałam na ten cel. Z pobieżnych obliczeń wynika, że wydałam około 60 zł (pomijając promocję w Rossmannie podsumowaną w osobnym poście) i taką kwotę przyjmuję do rozliczenia rocznego.

Co ciekawego wpadło do Waszych kosmetyczek w kwietniu? Albo w maju? ;)

Duet idealny! | Lovely Color Wear #3 & Wibo Lip Sensation #2

$
0
0
Przy okazji niedzieli, post lekki i przyjemny, ponieważ pokażę Wam dzisiaj to, co w ostatnim czasie najczęściej noszę na ustach. Oba kosmetyki kupiłam przy okazji promocji w Rossmannie (wybaczcie, ale ten temat jeszcze długo będzie się przewijał w moich postach), niewiele od nich oczekując, a tu proszę - duet idealny!


Dzisiejszy post absolutnie nie jest recenzją żadnego z kosmetyków, a jedynie krótkim opisem pierwszych wrażeń z użytkowania, a nawet bardziej prezentacją ich kolorystycznych możliwości, zarówno osobno, jak i w połączeniu.


Pomadka w kredce Lovely Color Wear skusiła mnie przede wszystkim nieznaną mi do tej pory formułą (to moja pierwsza kredka do ust), dopiero potem zwróciłam uwagę na gamę kolorystyczną (gama to zbyt duże słowo, w skład linii Color Wear wchodzą cztery odcienie pomadek). Kolor, na który się zdecydowałam, opatrzony numerem 3, to jasny, lekko przybrudzony róż. Pomadka jest matowa, a konsystencją (i zapachem!) przypomina odpustowe, zabawkowe szminki dla małych dziewczynek, co zdecydowanie mi się nie spodobało. Po pierwszej aplikacji byłam wręcz zawiedziona zakupem, pomadka bardzo podkreślała suchość ust i ciężko się rozprowadzała. Na szczęście wpadłam na pomysł, aby połączyć ją z...


...błyszczykiem Lip Sensation Wibo. Błyszczyk, określony jako Lip gloss z kwasem hialuronowym, ma wypełniać usta i nadać im mega objętość, oczywiście wiadomo jak sprawa ma się w rzeczywistości. Poza wątpliwymi właściwościami powiększającymi usta, błyszczyk opatrzony numerem 2, to ładny mleczno-różowy kolor, z maleńkimi rozświetlającymi drobinkami, które nie są szczególnie widoczne na ustach.


Połączenie tych dwóch kosmetyków sprawia, że usta wyglądają zdrowo i bardzo dziewczęco. Takie delikatnie różowe, cukierkowe usta pasują do większości makijaży, nawet tych z kategorii no makeup. Żeby nie było, oba kosmetyki z przyjemnością noszę też "solo", chociaż nie do końca przekonana jestem do matowego efektu, jaki daje kredka. Chyba wolę wersję z odrobiną błysku :) Po niezbyt obiecujących początkach z pomadką, okazało się, że wystarczy porządnie nawilżyć usta przed użyciem kredki, a problem suchości (i bardzo widocznych skórek) znika.


Zarówno błyszczyk, jak i pomadkę, używam właściwie codziennie od dwóch tygodni - to chyba wystarczający dowód na to, jak bardzo ten zestaw polubiłam. Zauważyłam, że napisy z kredki bardzo szybko się ścierają, mimo, że nie trzymam jej w kieszeni spodni czy zabałaganionej kosmetyczce. Mały minus, bo niedługo nie będę wiedziała z jakiej pomadki korzystam ;) Oba kosmetyki kupić możecie w Rossmannie, w cenie 7,79 zł (błyszczyk) i  7,49 zł (kredka).

Co ostatnio najczęściej nakładacie na usta? Pokażcie swoich ulubieńców! :)

WyBIOrny tonik | Mythos, BIO Tonik do twarzy

$
0
0
Po ostatnim ciągu postów raczej kolorówkowych, pora poświęcić odrobinę czasu kosmetykom pielęgnacyjnym. Tonizowanie twarzy to ta część jej pielęgnacji, której staram się nie pomijać. Obecnie wykańczam BIO Tonik do twarzy Mythos, na którego recenzję zapraszam Was dzisiaj :)


Tonik zamknięty jest w podłużnej, wysokiej butelce z nieprzezroczystego plastiku (ubytku kosmetyku nie widać nawet pod światło). Butelka zawiera 200 ml toniku, a jego koszt to 33,85 zł (obecnie jest w promocji za 27 zł). Kosmetyki marki Mythos dostępne są na stronie www.flax.com.pl. Opakowanie wyposażone jest w wygodne zamknięcie, które wystarczy przycisnąć, aby wydobyć odpowiednią ilość toniku. Szata graficzna opakowania jest ładna i typowa dla marki Mythos, grafika drzewka oliwkowego wskazuje na jeden z głównych składników kosmetyku.


Tonik przeznaczony jest dla każdego typu cery, a wg producenta ma właściwości tonujące, nawilżające, kojące, wygładzające i antyoksydacyjne. Substancje aktywne, zawarte w toniku to BIO ekstrakt z liści oliwnych, szałwia i pantenol.

Skład: Aqua (Water), Salvia Officinalis (Sage) Flower/Leaf/Stem Water*, Glycerin, Panthenol, Sodium Levulinate, Sodium Anisate, Olea Europaea (Olive) Leaf Extract*, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Allantoin, Citric Acid, Tetrasodium Glutamate Diacetate.
*Składniki pochodzące z certyfikowanych upraw ekologicznych


Tonik pachnie intensywnie, bardzo ziołowo, co na początku użytkowania mi przeszkadzało, jednak z czasem przywykłam do jego zapachu. Kosmetyk nie zostawia lepkiej warstwy na twarzy, likwiduje za to uczucia ściągnięcia skóry, przyjemnie ją odświeża i przygotowuje do dalszych zabiegów, np. nałożenia kremu.


Toniku używam zwykle raz dziennie, po wieczornym demakijażu i myciu twarzy (rano używam płynu micelarnego). Tak jak wspomniałam wcześniej, kosmetyk niweluje uczucie ściągnięcia skóry, domyka rozszerzone pory. Robi dokładnie to, czego oczekuje się od dobrego toniku. Nie dostrzegłam, aby tonik podrażnił czy uczulił moją skórę. Kosmetyk okazał się też bardzo wydajny! Butelkę mam w użyciu od stycznia, a więc prawie 5 miesięcy, a nie jestem pewna czy uda mi się wykończyć kosmetyk w maju.


Podsumowując, tonik Mythos okazał się dobrym kosmetykiem, należycie wywiązującym się ze swojego zadania. Nie stało się jednak nic specjalnego, co skłoniłoby mnie do rezygnacji ze stosowania dotychczasowych ulubieńców w tej kwestii, przy których pozostanę, mimo udanej przygody z Mythos.

Dla mnie tonik to jeden z filarów udanej pielęgnacji twarzy, a jak jest u Was? Jakie toniki są Waszymi ulubionymi?

Kolejne lakierowe marzenie spełnione! | OPI Bubble Bath

$
0
0
Ku mojej ogromnej radości, lakierowa lista marzeń, którą dzieliłam się z Wami na początku kwietnia, pomału zaczyna się realizować. Lakier OPI Bubble Bath chyba był mi przeznaczony, bo kiedy nadarzyła się wspaniała i niespodziewana okazja do zakupu, nie wahałam się ani chwili (Anetko, dzięki raz jeszcze!).


Bubble Bath to jeden z tych lakierów, o których marzyłam od dawna. Kolor wydawał mi się elegancki, uniwersalny i ponadczasowy. Zadbane paznokcie, pociągnięte mleczno-beżowym (czy też różowym) lakierem zawsze prezentują się dobrze, prawda? W moich zbiorach mam (miałam) już kilka lakierów w tym typie, do ulubionych należała propozycja Bell, od niedawna Essie Mademoiselle, teraz przyszedł czas na kultowy Bubble Bath.


Bubble Bath to mlecznoróżowy kolor (dla porównania: wydaje mi się nieco bardziej beżowy i mniej różowy od Mademoiselle). Paznokcie pomalowane tym lakierem wyglądają zdrowo, schludnie i elegancko (i bardzo błyszczą!). Lakier jest z gatunku transparentnych, przez co prześwitują końcówki paznokci, ale dzięki temu manicure wygląda naturalnie i delikatnie.


Aplikacja lakieru nie przysporzyła mi żadnych problemów, emalia jest dosyć rzadka, ale wolę już taką konsystencję niż gęstą. Wygodny pędzelek na długiej zakrętce lakier dodatkowo ułatwiał malowanie. Bubble Bathwysychał dosyć szybko, ale dla pewności i tak wspomogłam się top coatem wysuszającym.


Na paznokcie nałożyłam warstwę Odżywki diamentowej Eveline, następnie dwie cienkie warstwy Bubble Bath OPI. Całość przykryłam Błyskawicznie schnącym top coatem Kwik Kote. Tak wykonany manicure wytrzymał na moich paznokciach cztery dni w stanie nienaruszonym, taki wynik bardzo mnie satysfakcjonuje.


Na koniec wspomnę, że bardzo podobają mi się buteleczki lakierów OPI. Są charakterystyczne, masywne spore (zawierają 15 ml lakieru!). Oznaczenie koloru (nazwa) znajduje się na spodzie butelki, a całość wieńczy tłoczona nazwa marki na zakrętce. Odrobina luksusu w rękach ;) Marzę o kolejnych egzemplarzach!


Pierwszy kontakt z legendą uważam za niezwykle udany i jestem pewna, że Bubble Bath dołączy do grona ulubionych lakierów, za uniwersalność chociażby. A co Wy sądzicie na jego temat? Jakie kolory lakierów OPI uważacie za godne uwagi? Podzielcie się swoimi propozycjami :)

Majowy projekt denko

$
0
0
Ponad dwa tygodnie przerwy od blogowania to coś, czego zdecydowanie nie lubię. Ciężko zmobilizować się do pisania, kiedy zrobić trzeba tyle, że nie wiadomo od czego zacząć. Na szczęście, lista rzeczy do zrobienia sukcesywnie się zmniejsza, z przyjemnością wracam więc do pisania :)


Nowy miesiąc jak zwykle zaczynam od projektu denko. Maj był pod tym względem skromny, przyznaję, zużyłam tylko sześć kosmetyków. Wydaje mi się, że w czerwcu będzie znacznie lepiej, nic więc złego w tym, że trafił mi się chudy miesiąc.


Hipp, Oliwka pielęgnacyjna– uwielbiam tę oliwkę za wiele zastosowań. Używam jej do ciała (nawilża je jak żaden inny kosmetyk do tego przeznaczony), olejowania włosów i paznokci, a nawet do zmywania oporniejszego makijażu (zwłaszcza eyelinera). Kosmetyczny ideał, którego na pewno nie zabraknie w mojej łazience. Zdarza się oczywiście, że kupuję inne oliwki, jednak ulubioną pozostanie ta marki Hipp. Na razie nie otwieram kolejnej oliwki (w zapasie czeka Nivea), bo mam spory arsenał balsamów i mleczek, które i tak lepiej sprawdzają się w upalne dni niż oleiste formuły.


Ziaja Blubel, Mydło pod prysznic (jabłko agrest)– która z nas nie lubi soczyście i owocowo pachnących żeli pod prysznic? Ja z pewnością należę do wielbicielek takich kosmetyków! :) Zielone mydło pod prysznic Ziai uwiodło mnie przede wszystkim pięknym zapachem, a kiedy dodam do tego niezłe właściwości myjące, myślę, że to jeszcze nie koniec przygód z serią Blubel, zwłaszcza, że wariantów jest sporo. Następcą jest Żel pod prysznic Bali Be Beauty Spa.


Ziaja, Krem do rąk z proteinami jedwabiu i prowitaminą B5– to kolejne moje spotkanie z tym kremem Ziai, zaznaczę, że udane :) Krem przyjemnie nawilżał dłonie, przynosząc im ulgę, kiedy były bardziej przesuszone. Oczywiście nie jest to krem z kategorii tych silnie nawilżających, na moje potrzeby jest jednak wystarczający. Pełną recenzję kremu znajdziecie tutaj. Następcą jest Lotion do rąk z mleczkiem migdałowym i ekstraktem z bambusa Wellness&Beauty, który, nawiasem mówiąc, jest jednym z moich ulubieńców maja (o nich za kilka dni).


Garnier Fructis, Szampon wzmacniający "Mega objętość 48h"– wciąż nie mogę znaleźć produktów odpowiednich dla moich włosów. Ciężko jest mi znaleźć coś, co w pełni by im służyło, dlatego co rusz próbuję nowych kosmetyków. Szampon marki Garnier okazał się przyzwoity, dobrze oczyszczał włosy, nie wysuszając ich. Nie plątał włosów, ale z tym zwykle nie mam problemów, bo po każdym myciu używam odżywki. Zauważyłam też zwiększenie objętości włosów po umyciu, ale nie był to długotrwały efekt, zrzucam jednak winę na moje włosy, które krótko trzymają się wysoko, niestety… Poza tym, dobrze się pienił, a to lubię i przyjemnie pachniał (fructisowo można by rzec), chyba mam jeszcze jedną butelkę w zapasach. Następcy nie wskazuję, bo aktualnie używam dwóch szamponów.


DeBa, Balsam regenerujący do włosów– przypadkowy zakup z Biedronki towarzyszył mi bardzo długo, bo ponad siedem miesięcy! Tak wydajnej odżywki do włosów jeszcze nie miałam! Poza tym, warto wspomnieć, że jest to jedna z lepszych odżywek, jakich miałam okazję używać. Już niewielka ilość odżywki użytej po myciu włosów sprawiała, że stawały się one miękkie, sprężyste i błyszczące. Zdecydowanie ładniej się układały, a to dla mnie ważne, moje włosy są naprawdę niesforne. Odżywka nie obciążała moich włosów, ale nakładałam ją jedynie na końce. Muszę jeszcze wspomnieć, że za butelkę odżywki o pojemności 400 ml zapłaciłam niecałe 5 złotych! Jeśli jeszcze raz zobaczę odżywkę/balsam marki DeBa w Biedronce, od razu ją zakupię. W przypadku odżywki również nie wskazuję następców, szykuje się mała rewolucja w zasobach.


Cosmabell, Foot Peel– jeszcze niewiele mogę powiedzieć o efektach, jakie dały mi magiczne skarpetki Cosmabell, bo jestem w trakcie procesu linienia ;) Sam zabieg nałożenia skarpetek okazał się bajecznie prosty, a na pierwsze widoczne oznaki łuszczenia się skóry musiałam poczekać nieco dłużej niż zapowiadał to producent. No ale dzieje się, coś tam się dzieje. Na pewno dam znać w obszernej recenzji co sądzę o zabiegu Foot Peel – wypatrujcie :)

Znacie któryś ze zużytych przeze mnie kosmetyków? Jakie są Wasze odczucia na jego temat? Napiszcie też co u Was słychać, długo mnie tu nie było, najpewniej przegapiłam więc Wasze ciekawe wpisy. Wszelkie linki (wyjątkowo) mile widziane :)

Majowe nowości w kosmetyczce

$
0
0
Zapraszam Was dzisiaj na post krótki i zwięzły, bo nowości w maju było mało, nawet bardzo mało. Pięć nowych kosmetyków i jeden kosmetyczny gadżet to chyba niewiele, prawda? ;)


Biedronka skusiła mnie apetycznie pachnącymi kosmetykami do pielęgnacji ciała. Inaczej, apetycznego zapachu wersji arbuzowej jestem pewna, reszty oferty (mango, winogrona) nie znam. Cukrowy peeling do ciała o zapachu arbuza i (aksamitnie kremowe) Masło do ciała o zapachu arbuza marki Bielenda wcale nie wychodzą korzystnie cenowo, kosztują po 5,99 zł, a w opakowaniu jest tylko 100 ml kosmetyku, co mogło być odrobinę mylące. W każdym razie, czerwone pudełeczka wołały do mnie Mamo!, nie mogłam więc im odmówić... ;)


Poza tym, bardzo zainteresowała mnie nowość marki własnej Rossmanna Wellness&Beauty, czyli Lotion do rąk z mleczkiem migdałowym i ekstraktem z bambusu. Na tyle polubiłam ten kosmetyk, że znalazł się w gronie ulubieńców minionego miesiąca, a zużyłam już ponad połowę lotionu! Niewątpliwą zaletą kosmetyku jest opakowanie z pompką. Lotion kosztuje 11,99 zł za 250 ml.


Skorzystałam z promocji i kupiłam szczoteczkę do twarzy For Your Beauty (cena - 8,99 zł). Takiego wynalazku brakowało w mojej kosmetyczce! Sprawdza się niemal na równi z peelingiem, ale wygrywa z nim szybkością wykonania zabiegu. Poza tym, jest solidnie wykonana i po prostu ładna. Niby drobnostka, a cieszy!


Jak wiecie, w maju nadarzyła się okazja do zakupu jednego z moich lakierowych marzeń czyli lakieru Bubble Bath marki OPI. Bubble Bath pokazywałam dwa tygodnie temu w tym poście - zapraszam, kto nie widział :)


Aneta, od której lakier odkupiłam, dorzuciła mi do paczki miniaturkę Maseczki nawilżającej do twarzy Clinique Moisture Surge Overnight Mask.


Co godnego uwagi ostatnio wpadło do Waszych kosmetyczek? :)

PS. W tym podsumowaniu pominęłam część majowych zakupów poczynionych przy okazji promocji -49% na kosmetyki kolorowe w Rossmannie. Wszystkie promocyjne zakupy pokazywałam w tym poście.

Co się odwlecze, to nie uciecze, czyli o piątce lakierów idealnych na lato

$
0
0
Ten post planowałam opublikować już dawno, czekałam tylko na, mające lada chwila nadejść, wzorniki do paznokci. Pech chciał, że trafiłam na nieszczególnie uczciwego sprzedawcę na Allegro i sprawa nieco się przeciągnęła. Mówią jednak, że co się odwlecze to nie uciecze, prezentuję więc dzisiaj pięć lakierów Barry M idealnych na lato!


Kolorową piątkę lakierów marki Barry M udało mi się wygrać w rozdaniu u Anety. Prawie wszystkie miałam już na paznokciach – jestem zachwycona każdym jednym kolorem. Zanim jednak zacznę pokazywać każdy z lakierów na paznokciach, pokażę je wszystkie w jednym poście. Zapraszam!


Bright Red262to klasyczna, żywa czerwień o żelowym wykończeniu (dokładnie widać to na zdjęciach wzornika). Kolor jest piękny i chociaż rzadko używam czerwonych lakierów, cieszę się, że go mam. Wydaje mi się jednak, że tego typu kolory najlepiej wyglądają na krótkich paznokciach, do których aktualnie mi daleko.

Shocking Pink 272 jako pierwszy przykuł moją uwagę z całej piątki. Shocking Pink to bardzo intensywny, kremowy, kobiecy róż, ale przy tym bardzo… klasyczny. Pewnie większość z nas ma taki odcień w swojej kolekcji, mnie wydaje się on bardzo podobny do lakieru Strawberry z Avonu, ale szczegółowego porównania jeszcze nie robiłam.

Bright Purple 303na początku nieszczególnie przypadł mi do gustu (chyba nie widzę się już w fioletach, zwłaszcza na paznokciach), ale teraz wydaje mi się najładniejszy i najbardziej zaskakujący z całej piątki. Kolor określiłabym jako biskupi fiolet, ale delikatnie zmienia on swoje oblicze w zależności od padającego światła. Wykończenie lakieru określiłabym jako kremowo-żelowe.

Mint Green 304– w buteleczce intensywny, idealny wręcz miętowy kolor, na paznokciach coś, co bardziej przypomina szpitalne fartuchy… Mint Green jest ładnym lakierem, podoba mi się, ale w moim odczuciu nieco mdłym, myślę więc, że brokatowy dodatek w postaci top coatu to dobry pomysł. Nie bierzcie tego do siebie, moje odczucia wynikają też z tego, że ja mało miętowa dziewczyna jestem ;)

Strawberry 309to pastelowy, jasny róż, co to dużo mówić, teoretycznie jest to kolor najbardziej „mój” z całej piątki. Nazwa jest trochę myląca, chyba, że bierzemy pod uwagę koktajl truskawkowy ;) Strawberry jako jedyny z piątki nie gościł jeszcze na moich paznokciach, niewiele mogę więc o nim na razie napisać. Początkowo wydawał mi się podobny do Muchi Muchi Essie, ale po zobaczeniu obu kolorów razem, stwierdzam, że Strawberry jest znacznie intensywniejszy.


To moje pierwsze spotkanie z lakierami marki Barry M (i w ogóle z marką) – będę więc bogatsza o nowe doświadczenie. Dotychczas nawet nie wiedziałam czy (i gdzie) w Polsce można kupić kosmetyki Barry M, ale można! Lakiery widziałam m.in. w internetowym sklepie Minti Shop czy w sklepie naszej koleżanki „po fachu” – MAANI.PL :) Lakiery Barry M to wydatek rzędu 20 złotych, a seria Nail Paint w sklepie Mani kosztuje niecałe 16 zł! Buteleczki zawierają po 10 ml emalii.

Z całą pewnością mogę stwierdzić, że lakierowo jestem gotowa na lato! Mam w czym wybierać! :) Pierwszy na paznokciach pokaże się Shocking Pink (post jest już właściwie gotowy. Który chciałybyście zobaczyć następny? Czekam na propozycje w komentarzach! 

Szokująco? | Barry M, 272 Shocking Pink

$
0
0
W piątkowym poście pochwaliłam się lakierowymi nowościami marki Barry M, jakie się u mnie pojawiły. Dzisiejszy post rozpoczyna prezentację tej piątki na paznokciach. Zaczynam od tego, który przykuł moją uwagę jako pierwszy, czyli Shocking Pink (opatrzony też numerem 272). Zapraszam do obejrzenia zdjęć!


Szokujący róż mnie aż tak bardzo nie szokuje, bo wręcz uwielbiam takie odcienie na paznokciach! Kolor jest bardzo soczysty, intensywny i pozytywny. Odcień lakieru określiłabym jako głęboki róż, może troszkę malinowy.


Od początku przypominał mi posiadany przeze mnie lakier Strawberry z Avonu, porównałam oba lakiery i owszem, łączy je kolor (są niemal identyczne), ale różni je wykończenie - Shocking Pink jest wyraźnie bardziej żelowy niż Strawberry, który jest typowym ciężkim "kremem". Lakier niesamowicie błyszczy, nawet bez użycia top coatu.


Aplikacja lakieru do najłatwiejszych nie należała, ponieważ lakier jest dosyć gęsty, przez co ciężko jest nałożyć cieniutkie warstwy. Do pełnego krycia płytki paznokcia wystarczające są dwie warstwy lakieru. Czasu schnięcia nie oceniałam, bo wspomogłam się top coatem wysuszającym lakier.


Na paznokcie nałożyłam, jak zwykle, warstwę Odżywki diamentowej Eveline, dwie warstwy Shocking Pink, a całość przykryłam Top coatem przyspieszającym wysychanie lakieru Kwik Kote. Tak wykonany manicure wytrzymał na moich paznokciach trzy dni, przy czym ostatniego dnia pojawił się odprysk i konieczna była zmiana "dekoracji" (tak przy okazji, zmywanie lakieru jest bezproblemowe).


Jak Wam się podoba? Jesteście zszokowane? ;)

Ulubiona piątka maja!

$
0
0
Kończąc podsumowanie minionego miesiąca, prezentuję dzisiaj pięć kosmetyków, które zyskały miano ulubieńców minionego miesiąca. Dlaczego akurat pięć? Ulubieńców w maju było więcej, ale musiałam się jakoś ograniczyć i wybrać tylko te najlepsze z najlepszych. Jesteście ciekawe co kosmetycznie zachwyciło mnie w maju? Zapraszam do lektury!


O Lotionie do rąk z mleczkiem migdałowym i ekstraktem z bambusa marki Wellness&Beautywspominałam już przy okazji posta z nowościami oraz projektu denko. Kupiłam go, postawiłam na biurku (pompka sprzyja szybkiej aplikacji) i przepadłam. Lotion jest lekki, szybko się wchłania, delikatnie nawilża dłonie i przepięknie pachnie migdałami. Fajny, lekki krem do używania w ciągu dnia, przy pracy na komputerze :)

Maj, a zwłaszcza jego druga połowa, był dla mnie dosyć trudnym organizacyjnie miesiącem. Przez większość czasu mój manicure ograniczał się jedynie do transparentnego mlecznego koloru. W tej sytuacji nie mogłam wybrać niczego innego, jak mojej ostatniej lakierowej perełki, czyli OPI Bubble Bath (pokazywałam go bliżej w tym poście).


Wśród ulubieńców maja wyróżniłam kolejny kosmetyk z kategorii „paznokcie”, mianowicie Oliwkę regenerującą Nail & Cuticle Oil Sally Hansen. Kupiłam ją podczas promocji w Rossmannie, był to zakup nie do końca planowany, ale finalnie jestem zadowolona. Oliwka doskonale nawilża skórki wokół paznokci, łagodząc wszelkie „kiełkujące” zadziorki. Nie wiem czy oliwka bezpośrednio wpływa na stan paznokci, ciężko mi to zaobserwować. Moje paznokcie mają się ostatnio dobrze, ale to raczej efekt wspólnego działania odżywki i olejków. Niemniej jednak oliwka Sally Hansen jest naprawdę godna uwagi. Poza tym spójrzcie tylko na tę piękną buteleczkę, bardzo elegancka, prawda? :)

Duet pomadki w kredce Lovely i błyszczyka Wibo pewnie jest Wam znany z tego posta (jeśli nie, polecam zajrzeć). Muszę przyznać, że tak wyglądały moje usta przez większość maja – cóż więcej potrzeba, aby uznać tę dwójkę za ulubieńców maja? Więcej w podlinkowanym wyżej poście!


Poznałyście już moich ulubieńców maja, jacy są Wasi? A może już w czerwcu Was coś szczególnie zachwyciło?

Sposób na piękne i gładkie stopy? | Cosmabell Spa Foot Peel Intensywny zabieg złuszczający

$
0
0
Kłopot z przesuszoną skórą stóp mam właściwie od zawsze. Regularne ścieranie martwego naskórka, peelingowanie i codzienne nawilżanie skóry stóp to i tak za mało, aby utrzymać ją w zadowalającym stanie na dłużej. W związku z tym informacje o cudownych skarpetkach, gwarantujących gładkość stóp na dłużej, były dla mnie czymś na kształt ostatniej nadziei.


Miałam szczęście, bo udało mi się wygrać takie skarpetki w jednym z konkursów. Schowałam swój skarb głęboko do szafy (była zima), z zamiarem wykonania zabiegu na wiosnę, tuż przed wyciągnięciem sandałków. Plan idealny, prawda? :)

Jestem już „po”, pora jest więc odpowiednia, aby dodać swoje trzy grosze do internetowej legendy o skarpetkach Foot Peel Cosmabell. Zapraszam do lektury!

Czym jest Foot Peel?


Foot Peel to preparat pozwalający na wykonanie zabiegu intensywnego i bezpiecznego złuszczania skóry stóp. Specjalne skarpetki nasączone kompleksem kwasów owocowych, usuwają martwy naskórek stóp oraz odciski i modzele. Poza tym, Foot Peel pomóc ma też osobom, które zmagają się z nadmierną potliwością stóp, przebarwieniami, zmarszczkami, a nawet bliznami po otarciach! Efekt złuszczonej, gładkiej skóry stóp już po 7 dniach!


Na kartonowym opakowaniu widnieje szczegółowy opis „krok po kroku” wykonania zabiegu. Mimo moich początkowych obaw, okazało się to bardzo proste! Skarpetki trzymałam na stopach 90 minut, a na drugi dzień, zgodnie z zaleceniem, wymoczyłam stopy w ciepłej wodzie.


Co działo się po zabiegu?


Na początku byłam zaniepokojona, bo przez pierwsze cztery dni nie zaobserwowałam niczego szczególnego. Jak się okazało, była to cisza przed burzą, bo już piątego dnia skóra zaczęła się intensywnie łuszczyć, szczególnie przy palcach. Kolejne dni przyniosły „linienie” na wierzchu stopy. Na pięty, czyli najbardziej „oporne” fragmenty stóp, przyszła kolej na końcu. Przez większość czasu nosiłam skarpetki, bo odpadające skórki zostawały wszędzie, poza tym nie wyglądało to zbyt estetycznie. W czasie złuszczania się skóry nie stosowałam żadnychpeelingów ani kremów nawilżających.


Jak oceniam efekty zabiegu?


Przyznam szczerze, że liczyłam na więcej. Owszem, „nowa” skóra jest miękka i gładka, ale raczej poza obszarem pięt, tam złuszczanie się skóry było najmniej widoczne. Nie wiem czy jest to spowodowane tym, że trzymałam skarpetki na stopach krótko (90 minut, a zalecane było nawet 120) czy po prostu tym, że preparat miał dużo do zrobienia (nie był w stanie złuszczyć wszystkiego na „raz”). Ciężko jest mi też ocenić trwałość efektów, bo po dwóch tygodniach od zabiegu czułam, że JUŻ muszę wykonać klasyczny pedicure.


Niemniej jednak cieszę się, że miałam okazję przetestować ten zabieg. Prawdopodobnie powtórzę go w przyszłości, choć tym razem korzystając może z tańszej alternatywy skarpetek. Zabieg Cosmabell Foot Peel kosztuje 79 zł i można go nabyć na stronie cosmabell.pl (również komplet dla par, w cenie 139 zł!).

Miałyście okazję wykonać zabieg Foot Peel? Jakie macie sposoby na dbanie o stopy/pedicure w domowych warunkach? :)

Mini-rozdanie na pierwszy dzień lata! | Wygraj pomadkę w kredce Lovely Color Wear!

$
0
0
Kiedy kilka tygodni temu pokazywałam Wam duet kosmetyków do makijażu ust, który bardzo ostatnio polubiłam, wiele z Was wspominało w komentarzach o problemach z dostępnością pomadki w kredce Lovely Color Wear. Pierwszy dzień lata to chyba świetna okazja aby zdobyć pomadkę w wesołym odcieniu różu, prawda? :)

Zapraszam Was do udziału w mini-rozdaniu, w którym wygrać możecie właśnie tę pomadkę w kredce Lovely Color Wear #3 (w końcu udało mi się kupić kolejną „niemacaną” sztukę!).


Jedyne co musicie zrobić to pozostawić w poniższym formularzu swoje imię/nick oraz adres mailowy. Dołączenie do obserwatorów bloga nie jest konieczne, chociaż będzie mi bardzo miło :) Rozdanie potrwa do końca czerwca, a 1 lipca postaram się ogłosić kto zacznie lato z pięknym różem na ustach! Powodzenia!

Kosmetyczne Skarby - o co chodzi? | Przyłącz się i Ty!

$
0
0
1 lipca rusza akcja Kosmetyczne Skarby, którą zaproponowała Hexxana. W zabawie chodzi o to, aby pokazać swoje kosmetyki do makijażu - forma, podział postów, pomysł jest dowolny :) Celem zabawy jest pokazanie tego, co grzeje miejsce w naszych toaletkach, kuferkach czy szufladach, wskazanie ulubieńców lub przeciwnie, wskazanie tego, co niekoniecznie się u nas sprawdza. Żadnego „chwalipięctwa”, nie o to chodzi w Kosmetycznych Skarbach! ;)

http://www.1001pasji.com/2014/06/kosmetyczne-skarby-czyli-pokazmy-swoje.html

Zdecydowałam się na udział w zabawie, a dzisiejszy post jest wprowadzeniem do tematu i ewentualnym zachęceniem którejś z Was do przyłączenia się :) Na dzień publikacji postów o Kosmetycznych Skarbach wybrałam piątek i już od przyszłego piątku uchylę rąbka tajemnicy ;) Dla mnie to przede wszystkim świetna okazja do kosmetycznych porządków, do których od dawna się przymierzałam.

Jeśli chciałybyście się przyłączyć, kliknijcie w powyższy baner lub w ten link, przeniesiecie się do odpowiedniego posta Hexanny i tam będziecie mogły poznać szczegóły zabawy oraz najważniejsze, czyli zostawić zgłoszenie (czas mamy do końca czerwca!). Im nas więcej tym fajniej! :)

No to co, czas odkurzyć swoje skarby i pokazać je na blogu :)

Naga prawda… o mnie?

$
0
0
Jedno z moich ulubionych połączeń kolorystycznych to złoto i kolor „nude”. Połączenie to lubię również na paznokciach i często z niego korzystam, czego wyrazem może być jeden z moich niedawnych pomysłów na manicure.




Bazą manicure był lakier Naked Truth Avonu, a złotym (właściwie złoto-srebrnym) akcentem top coat Catrice – Two Million Dollar Baby. Oczywiście manicure rozpoczęłam od nałożenia na paznokcie warstwy Odżywki diamentowej Eveline, a zakończyłam używając top coatu przyspieszającego wysychanie lakieru Kwik Kote.




Oto cała prawda o mnie, naga wręcz, uwielbiam te kolory na paznokciach! A Wy? Jakie jest Wasze ulubione połączenie kolorystyczne na paznokciach? A może lubicie manicure tylko w jednym kolorze?



PS. Jeśli jeszcze nie zgłosiłyście się do rozdania, a chciałybyście wygrać pomadkę w kredce Lovely, zapraszam do udziału! Tym bardziej, że udało mi się kupić kolejną sztukę, co oznacza, że pomadkę wygrają dwie osoby! Szczegóły w tym poście!
Viewing all 306 articles
Browse latest View live